Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Mesjasz. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Mesjasz. Pokaż wszystkie posty

Pasterz, owczarnia i jedność

Nie żyjemy na bezludnej wyspie. Ziemia została skutecznie zaludniona, doprowadzając nas do konieczności spotkania z drugim człowiekiem. Długotrwała izolacja jest jedną z najbardziej bolesnych kar, jakich więzień doświadcza. 

W wymiarze wiary i podążania za Mesjaszem, kwestia wspólnotowości jest mocno zaakcentowana. Chrześcijaństwo jest ruchem prospołecznym, nacechowanym boską i międzyludzką integracją. Sam Bóg w obrębie swojej istoty stanowi źródło doskonałych więzi społecznych. Trójca to, mówiąc obrazowo, idealna wspólnota mieszkaniowa. Więzi pomiędzy Ojcem, Synem i Duchem Świętym są przykładem w najwyższym stopniu dojrzałej ekumenii. Bóg jest największym ekumenistą. 

W Ewangeliach kilkukrotnie zostaje przywołany obraz owczarni. Naśladowcy Mesjasza przyrównani są do owiec, a Jezus jest dobrym pasterzem. Owca jest umiejscowiona w stadzie. Nie powinna żyć w oddzieleniu od stada, z dała od owczarni. Zgubiona owca to ta, która jest poza stadem, która nie korzysta ze skutków wspólnotowości. 

Obraz owczarni dotyczy zbiorowości na kilku płaszczyznach. Pierwsza z nich to z pewnością płaszczyzna małżeństwa i rodziny, która stanowi pierwszą ekumeniczną wspólnotę. Rodzina to inaczej Kościół domowy, tworzący potrzebne środowisko duchowego rozwoju rodziców i dzieci oraz innych bliskich. To również najbardziej praktyczna ekumenia (od greckiego oikos, czyli domostwo). 

Drugą owczarnią, a zarazem płaszczyzną ekumenii jest lokalna wspólnota kościoła. Każda „owca” powinna być częścią grupy wierzących, celebrującej wartości Ewangelii oraz dającej przestrzeń duchowego rozwoju. Bycie poza wspólnotą oznacza zagubienie. Bycie we wspólnocie nie oznacza, że owce pozbawione są możliwości błądzenia, jednak znajdują się w zasięgu dynamicznej łaski - nikt nie wydrze ich z ręki mojej, zapewnia Mesjasz. Pocieszającym jest fakt boskiego zaangażowania w szukanie owiec zgubionych, o których Bóg nie zapomniał. 

Trzecim równie ważnym aspektem owczarni jest globalna wspólnota dzieci Bożych, mieszcząca w sobie naśladowców Mesjasza z różnych wyznań i denominacji. Nie bez przyczyny teksty o Pasterzu trzymającym nas w swej ręce występują w liczbie mnogiej. Żyjemy w epoce indywidualizmu oraz wielu podziałów wynikających z interpretacji Biblii. Mamy swojego „osobistego Zbawiciela” i „osobiste zbawienie”, które my, ewangelikalni chrześcijanie,  wynieśliśmy z protestanckiego kapitalizmu Ameryki Północnej, z czasów osadnictwa Metodystów.  

Doga Chrystusowa jest drogą wspólną. Zamiast palić flagi innych kościołów i wspólnot, uczmy się je prać i prasować. Nie chodzi o porzucenie i zatracenie własnej tożsamości, ale o okazywanie autentycznego szacunku wobec odmienności na każdym poziomie życia, w małżeństwie, rodzinie, lokalnej i ostatecznie globalnej wspólnocie.  


Pielęgnowanie w sobie „kultury podziału” jest sprzeczne z wolą Pasterza i osłabia autorytet Ewangelii. Pewnie nigdy nie stworzymy tak idealnej wspólnoty mieszkaniowej jaką jest Trójjedyny. Możemy jednak dojść do miejsca, w którym jest „dobrze i miło, ponieważ siostry i bracia w zgodzie mieszkają” na tej małej planecie, jaką jest Ziemia. 

Syn Człowieczy musi cierpieć

Aby lepiej zrozumieć istotę krzyża, należy popatrzeć na żydowskie modele Mesjasza. Istniały dwa dominujące i kilka mniej popularnych. Pierwszy model to Syn Dawida. Oczekiwano silnego politycznego przywódcy, który przywróci utraconą wolność i potęgę Izraela. Drugi model to Syn Człowieczy. Oznaczał Mesjasza niebiańskiego, który uczyni z Izraela utracony przez Adama raj. Trzeci model był mniej popularny i mówił o Mesjaszu, który będzie cierpiącym sługą, według zapowiedzi proroka Izajasza. Tym cierpiącym sługą był cały Izrael, ale dotyczyło to proroczo Mesjasza. 


Jak wiemy z ewangelii, Jezus odrzucił władzę polityczną i połączył dwa pozostałe modele Mesjasza: cierpiącego sługi i Syna Człowieczego. Podsumował to sam zdaniem: Syn Człowieczy musi cierpieć. Tłumy i uczniowe spodziewali się silnego politycznego Mesjasza, a otrzymali sługę, który jedzie na ośle, myje nogi i umiera na krzyżu. 

W trakcie swojej historii chrześcijanie zbyt często wcielali się w model syna Dawida. Wtedy zawsze wiara ulegała zepsuciu, a sól traciła wartość. Jesteśmy cały czas wzywani do podążania najmniej popularną drogą - przez pokorę, słabość i cierpienie. Kto chce iść za mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie swój krzyż i mnie naśladuje. 


Na czym polegała misja cierpiącego sługi? Na tym, że nie walczył o swoje. Jezus nie narzucał się światu siłą. Dobro w tym życiu przegrało ze złem, ale pozornie. Dopóki nie nauczymy się przegrywać, nie poznamy siły i znaczenia zwycięstwa. Pokora, to po ludzku strata. Lubimy podkreślać zwycięstwo przez zmartwychwstanie, ale jego cena jest wysoka. Porażka jest pierwszym etapem zwycięstwa.   


Ta prawda jest zobrazowana wieloma przykładami: 

Ziarno, które umiera w ziemi. 

Łaska dla ubogich w duchu. 

Królestwo Boże, które jest małym ziarenkiem. 

Ostatni będą pierwszymi.

Kto straci życie, ten je ostatecznie zyska. 


Sługa cierpiał, bo wskazywał na grzech ludzi prawych. Faryzeusze to była śmietanka duchowa, najlepsi z najlepszych. Prawi nie rozumieli ile nieprawości jest w ludzkiej prawości. Chrystusa nie ukrzyżowali zbrodniarze, ale książęta tego świata. Nie rozpoznali w Nim źrodła swojego życia. Problemem wielu ludzi nie jest ich zło, ale ich prawość. Nie mają z czego pokutować, nie widzą w sobie winy. Życie wiary polega na jednoczesnym byciu świętymi i grzesznymi. Na przeżywaniu skruchy i cieszeniu się łaską.  


Cierpiący sługa wybrał drogę krzyża. Wiara niesie ze sobą wiele bezsensowych z pozoru ukrzyżowań. Królestwo Boże to nie Chuck Norris. Kto spodziewa się pasma zwycięstw, rozczaruje się. Jeśli skupimy się na zwycięstwach, to zdobędziemy się na ryzyko działania tylko wtedy, gdy będziemy ich pewni. Kiedy we wszystkim liczymy na sukces, to nie rozumiemy drogi krzyża. 


Syn Człowieczy musi cierpieć. Tak proste i tak trudne. Każda gwarancja łatwego zwycięstwa jest iluzją, naiwnością, która fałszuje prawdę i bałamuci ludzi. Królestwo Boże wkracza w świat drogą krzyża. 


Klimaty pustynne

Pustynia jest zarówno tragedią i dobrodziejstwem. Wystarczy jednodniowa wycieczka na naszą krajową Pustynię Błędowską lub pobyt na pustynnych obszarach Azji lub Afryki. Najpierw uderza nas niespotykane dla mieszczuchów piękno - krajobraz, cisza, wyjątkowa sztuka, stworzona ręką niewidzialnego artysty. Czasem przemknie bezszelestnie jaszczurka, przeleci nad nami drapieżny ptak, usłyszmy w oddali dźwięki obce miastu. Pustynia zadziwia i oczarowuje. Jednak już po chwili zdajemy sobie sprawę z wszędzie obecnego zagrożenia - upału w dzień i chłodu w nocy, braku wody i schronienia, nie mówiąc o nieobecności McDoland'sa! Wystarczy krótki pobyt na pustyni, by zrozumieć jak bardzo jesteśmy bezbronni wobec olbrzymiej siły natury. 

Biblia zawiera istotny dla naszego życia motyw pustyni. Jest to miejsce testu, szczególnego kształtowania, okres zagubienia i samotności. Mamy w biblijnej narracji trzy ważne opisy pustyni - wędrówkę Izraela z Egiptu do ziemi obiecanej, ucieczkę Dawida przed królem Saulem i kuszenie Mesjasza. Czterdzieści lat, cztery lata i czterdzieści dni. Symbol czwórki jest ciekawy, ale nie ma dla nas istotnego znaczenia, pokazuje za to, że pustynia ma swój początek i koniec. 

Każda pustynia wymusza podejmowanie kluczowych decyzji, prowadzących w stronę życia lub śmierci. Czterdzieści lat wędrówki było czasem decyzji czy wierzyć pogańskim bożkom, czy Stwórcy. Komu zaufamy? Błyszczącemu złotem cielakowi, czy niewidzialnemu Bogu? Edukacji, inteligencji, pieniądzowi, czy skromnej obietnicy codziennej łaski? Pustynia wymusza decyzje. 

Cztery lata chowania się przed szaleństwami króla Saula spowodowało, że Dawid musiał podejmować decyzje dotyczące etyki i moralności. Zabić starego dziwaka, czy go szanować, pomimo jego irracjonalnego zachowania? Nienawidzić czy kochać? Złorzeczyć czy przebaczać? Pustynia może z człowieka zrobić bandytę lub świętego. Niesłusznie ścigany, ukrywający się w jaskiniach, wygnany z domu i ośmieszany. Dawid na pustyni pisze najpiękniejsze psalmy. Tworzy poezję, muzykę. Śpiewa na całe gardło, a echo roznosi się na wiele kilometrów. Zamiast wierzącego poety miał kilka okazji by stać się mordercą króla, mszcząc się za wszystkie krzywdy. Pustynia wymusza decyzje. 

Czterdzieści dni kuszenia były czasem decyzji, czy iść za pragnieniami ludzkimi czy boskimi. Pójść za chlebem, sławą, budowaniem własnego wizerunku, czy za głosem Stwórcy, wzywającym do poświęcenia. Nie moja wola, ale Twoja niech się stanie - to podsumowanie życia Mesjasza. Wybrał kamienie zamiast chleba, misję zamiast popularności, krzyż zamiast stanowiska. Pustynia wymusza decyzje. 

Nie wiemy kim jesteśmy, dopóki nie pójdziemy na pustynię. Czasem znajdziemy się tam niespodziewanie, innym razem dobrowolnie. Rozwód, choroba, kryzys finansowy, duchowy, osamotnienie, niespodziewany konflikt, podróż w nieznane, dobrowolna rezygnacja. Każda pustynia ma swój trudny do zaakceptowania klimat. Dzięki pustyni stajemy przed decyzjami. Dzięki decyzjom mamy szansę głębokiego rozwoju. Bóg zawsze pozostaje po naszej stronie. Ostatecznie Izrael wszedł do pięknej ziemi. Dawid został królem. Mesjasz wypełnił boski plan odkupienia ludzkości. Nadejdzie dzień, gdy twoja pustynia zamieni się w piękny ogród. 

Raj odnaleziony

Biblijna opowieść o początkach ludzkości i narodu Izraela, jest dla nas nie tylko lekcją teologii i historii, ale również życiową metaforą tego, co dzieje się z każdym człowiekiem. 

Rodzimy się wszyscy w Edenie - tak wyglądają pierwsze miesiące naszego życia. Niemowlęctwo to prawdziwy raj - wkuleni w ramiona matki, śpimy błogim snem, który jest przerywany czasem jedzenia, śmiechu, płaczu i zabawy. Każdy rodzi się we własnym Edenie. Żyjemy w błogiej nieświadomości. Szkoda, że tego nie pamiętamy. Raj wydaje się zbyt odległy, jakby nigdy nie istniał, a jednak choć swojego Edenu nie pamiętamy, możemy coś zobaczyć będąc dorosłymi, gdy trzymamy w rękach niemowlę. Zazdrościmy maleństwu tego stanu, który tak szybko i tak dawno temu minął.

Potem nastąpił czas, gdy zaczęliśmy się wstydzić - własnej nagości. Wstyd to świadomość słabości, jak również chęć schowania siebie przed oczami świata. Przychodzi pewien wiek, gdy otwieramy oczy na własną niedoskonałość. Zaczynamy się chować - za półprawdą, dobrą miną, manipulacją, za krzykiem, krytyką, religijnością... Kochani rodzice, co się stało z waszymi słodkimi aniołkami? Co robisz? Nic... Czemu masz buzię z czekolady? Nie mam. Co masz w kieszeni? Nic... 

Ostatecznie czujemy się wypędzeni z raju. Dorastamy pod religijną presją grzechu, w systemach duchowych, politycznych i ekonomicznych represji. Walczymy o swoje w piaskownicy, w szkole, w karierach. Trudzimy się i pocimy, by osiągać cele. Nasze życie to jedna wielka rywalizacja. Każdy dzień jest walką o swoje. Dzielimy wszystko na dobre i złe, cudze i nasze własne. Żyjemy w rozdwojeniu duchowym, materialnym i emocjonalnym. 

Aż wreszcie dociera do nas przesłanie o prawdziwej wolności - jak w przypadku Mojżesza, który przeszedł do Żydów w Egipcie z zaproszeniem uwolnienia. Dzisiaj, dzięki komuś większemu od Mojżesza - Mesjaszowi, mamy otwarte drzwi ku wolności. Zaczyna się nasza wędrówka - przechodzimy przez wodę chrztu i zdążamy do nowej ziemi i nowego nieba. Przed nami przygoda wiary, duchowy maraton z metą w chwili śmierci. 

Dzięki Mesjaszowi mamy możliwość powrotu do Edenu. Do stanu wolności, odpocznienia, miłości. On uczy nas porzucenia rozdwojenia i dążenia do niepodzielnej duchowości. Raj to stan ducha - harmonia ze Stwórcą i drugim człowiekiem. Z samym sobą. 

Święty Paweł pisał, że nie ma już Żyda ani Greka, niewolnika i wolnego, obcego i domownika. Nie ma bariery między Stwórcą, a stworzeniem. Ja i Ojciec jedno jesteśmy. Wszyscy jesteśmy napojeni jednym Duchem. W raju nie ma miejsca na antysemityzm, antyczłowieczeństwo, anty-cokolwiek i ktokolwiek. W raju jest harmonia. 

Eden jest bliżej, niż nam się wydaje. Czy człowiek musi ponownie wejść do łona swej matki? Pytał Nikodem. Nie musi. Do stanu głębokiego połączenia z Bogiem wchodzimy nie przez cofanie się w czasie do niemowlęctwa, ale przez świadomą relację z Mesjaszem. On powiedział, że jest z nami zawsze. Czy to dostrzegamy? Czy otwieramy się na rajskie życie? Eden to nie miejsce, ale stan - do którego każdy ma prawo. Dzisiaj może być twój początek raju. 

Jezus radykalny

To niesamowite jak się zmieniamy pod wpływem małżeństwa. Po latach jestem coraz bardziej do niej podobny - nawet jakby wyładniałem! Tak też działa na nas obecność Jezusa. Im bardziej jesteśmy świadomi Jego obecności, tym większe zmiany zachodzą w naszym życiu.

Kiedyś przyszedł do Jezusa bogaty młody człowiek. Tę historię opisuje Mateusz, Marek i Łukasz. Marek dodaje, że przybiegł do Jezusa, zdyszany, wydaje się, że zdesperowany. Widać, że mu zależało. Padł przed Nim. Zadał Mu ważne pytanie - jak żyć, by być zbawionym?  

W jego życiu wszystko pozornie wyglądało dobrze - wierzący, żył uczciwie, wypełniał przykazania, oddawał dziesięciny i ofiary na biednych. Porządny facet. Jednak jego pytanie pokazuje, że nie czuł się spełniony. Wiedział, że czegoś mu brakuje, ale nie potrafił tego określić.  

Jesteśmy dzisiaj bogatymi ludźmi. My? Tak. Europejczycy, rasy białej, klasy średniej, z wykształceniem, chrześcijanie. Jesteśmy bogaci i uprzywilejowani. Zdałem sobie z tego sprawę w Afryce, w Indiach. 

Dlaczego ten młody człowiek czuł się tak niewygodnie? Poznał smak "niedosytu w obfitości". Bo w życiu jest taki paradoks - im więcej chcemy zatrzymać dla siebie, tym większą czujemy stratę i dyskomfort. Im więcej mamy, tym mniej się z tego cieszymy. Egocentryzm wzmaga uczucie głodu i pustki. Im więcej pijesz słodkiego napoju, tym bardziej chcesz pić. Dobrobyt zatrzymany dla siebie męczy naszą psychikę jak psychopata. 

Przeżywamy dzisiaj problemy pierwszego świata - strach przed załamaniem giełdy, utratą pracy, spłatą raty. Ponadto mamy masę problemów z samymi sobą, od pieprzyka na twarzy, przez wzrost, zgryz i biust. Niskie poczucie własnej wartości to plaga, współczesna epidemia. Wywołuje depresje, fobie, kompulsje i różne uzależnienia. Jest nam źle gdy nie jest nam dobrze. Nie akceptujemy niedogodności - zbyt wolnego internetu, korków ulicznych. Jesteśmy nieszczęśliwi, ponieważ mamy za dużo! 

Jezus mówi: jednego ci brak. Co to znaczyło? Mateusz mówi nieco inaczej - jeśli chcesz być doskonały... Brakuje ci tylko jednego kroku. Możesz to zrobić, to nie jest za trudne. Brakuje ci podjęcia decyzji. Radykalnej odwagi, by nie żyć dla siebie. Zacznij na serio żyć dla innych. Doskonałość to nie idealny stan, ale mesjański styl życia. 

W jego wypadku problemem były pieniądze. Dla nas to może być wygoda - nie chce mi się. Presja towarzystwa - mnie nie wypada. Kasa - mam inne wydatki. Styl życia - kocham swoją życiową rutynę. Egoistyczne wartości - chcę być znany i bogaty.  

Propozycja Jezusa wydaje się zbyt radykalna. Rozdać wszystko? Bez przesady. Tak, to jedyna szansa na przeżycie. Wyobraź sobie, że idziesz do lekarza i okazuje się, że masz nietolerancję na gluten. Lekarz mówi, żadnych pączków, drożdżówek, ulubionych bułeczek... Brzmi radykalnie? Owszem, ale ratuje życie. 

Stwórca dokładnie wie, co jest naszym śmiertelnym zagrożeniem, co zabiera wolność, zatruwa życie. Okazje się, że ratunek jest w oddaniu samego siebie. Dokładnie tak zrobił Mesjasz, dla całej ludzkości. Radykał na maksa.  

Szaleństwo wiary

Jestem już na tyle stary, że pamiętam flaneografy - przyklejane postacie na tle z samoprzyczepnego materiału. Były dwa lub trzy różne tła - jezioro, góry, pustynia, do których trzeba było jakoś dopasować każdą biblijną opowieść. Dobrze pamiętam historię Zacheusza. Na przyklejonym do tła drzewie, wisiał przyklejony do gałęzi Zacheusz. 

Na początek jego krótki opis: bogaty, wpływowy, złej reputacji, niskiego wzrostu. Łukasz pisze, że Zacheusz chciał widzieć Jezusa. Nie wiemy czemu - ze zwykłej ciekawości? Z potrzeby serca? Z powodu problemów i ciężarów życia? Podążanie za Mesjaszem zaczyna się od najmniejszych pragnień. Ale te pragnienia też są łaską. Noworodek od razu chce jeść - czy to nie łaska? 

Mam kominek i czasem rano widzę jeszcze odrobinę żaru. Robię zwykle wszystko, by ten żar uratować i rozpalić. Musi to wyglądać komicznie, ale czasem wkładam całą głowę do kominka i dmucham! W podobny sposób gdy Duch Święty widzi w nas jakiś przebłysk dobrego pragnienia, zaczyna je rozniecać, dmuchać, chuchać. Wkłada "głowę" do naszego serca, dając więcej łaski. 

Ewangelia podaje też pewien dziwny szczegół - Zacheusz wszedł na drzewo. Kiedy ostatnio wspinałeś się na drzewo? Nie robisz tego codziennie? To rozpalane przez Ducha pragnienie popchnęło tego człowieka do zrobienia czegoś szalonego.

Każdy, kto idzie za Mesjaszem zrobi czasem coś z poza przyjętych reguł. Przekroczy własne granice komfortu, bezpieczeństwa, pokona wstyd i nieśmiałość. Naśladowanie Mistrza wymaga pokory, odwagi, a nawet pewnego rodzaju szaleństwa. Jezus został ochrzczony w Jordanie, który stanowił naturalną granicę państwa, jak nasza rzeka Odra na pewnym odcinku jest granicą z Niemcami. Jordan 
jest symbolem przejścia z jednego systemu wartości do innego. Oznacza szalony skok w nieznane. 

Kiedyś inna osoba "weszła na swoje drzewo". Po kilku wiekach niewoli Izrael nareszcie miał szansę opuszczenia Egiptu. Gdy w końcu udało się im bezpiecznie wyjść, Miriam, starsza siostra Mojżesza wzięła do ręki bębenek i pociągnęła za sobą kobiety w orszaku tańca i radosnej pieśni. 

Widziałem gdzieś w ilustrowanej Biblii dla dzieci rysunek przedstawiający to wydarzenie - piękna i zgrabna młoda kobieta w tańcu radości. Otóż biblijny opis tej historii jest dużo mniej seksowny - Miriam miała w tym czasie około dziewięćdziesiąt lat! 

Być może dorastając w Egipcie, w roli niewolnicy, nie miała ani okazji ani powodów, by pójść w tany. Jednak życie osoby wierzącej ma często zaskakujące zwroty akcji - jak najbardziej pozytywne. Dla Miriam codziennością mogła być troska, smutek, ciężar życia. Aż nagle z odwagą przeszła swój Jordan - przeżyła spontaniczną, wręcz szaloną eksplozję radości w dość poważnym wieku. 

Bez względu na wiek, staż i doświadczenie nigdy nie powinniśmy stanąć w miejscu. Zawsze jest przed nami kolejna przygoda, nowe doświadczenie, nieznany nam dotąd obszar duchowości. Na tym polega szaleństwo i piękno bycia na co dzień z Jezusem. 

Teolog i misjonarz Lesslie Newbigin zmarł w wieku osiemdziesięciu ośmiu lat. Prowadził pracę misyjną w Indiach. Ma bardzo bogatą biografię. Jednak szacuje się, że najbardziej owocne było jego ostatnie dwadzieścia lat życia, kiedy był już na emeryturze. Do końca przekraczał kolejne granice. 

Przyszłość to niekoniecznie ustalone odgórnie przeznaczenie, ale raczej owoc naszych decyzji. Każdy mniej lub bardziej szalony krok wiary ubogaca nasze życie i tworzy ciut więcej dobra na naszej planecie.

Nie bój się

Boimy się głównie dzięki filmom i kościołom. Pamiętam aż za dobrze Frankensteina i strach, kiedy gasiłem wieczorem światło. W filmach strach dotyczy niebezpieczeństw ze strony mordercy, wampira, psychopaty. W kościele strach powoduje Bóg, diabeł i jego demony, grasujące w ciemności. Tak, jakby w świetle dnia ich nie było! Ale szatan to nie nocne zwierzę, może równie skutecznie zatruwać nam życie w samo południe. 

Kiedy byłem mały, nie lubiłem chodzić na nabożeństwa w tygodniu, szczególnie w okresie zimy, gdy szybko było ciemno. A ponieważ nasz budynek kościelny znajdował się na starym, nieczynnym cmentarzu, musiałem często sam tamtędy iść. Był tam jeden nagrobek, którego się panicznie bałem. Gdzieś w połowie cmentarza, po prawej. Starałem się nie patrzeć i przebiec ten odcinek, by jak najprędzej dopaść drzwi kościoła. Sam Bóg wie ile mnie to zdrowia kosztowało. Poświęcenie godne męczennika!   

Strach przed diabłem i demonami można jeszcze zrozumieć, ale dlaczego lękamy się Boga? Ponieważ takie mamy o Nim wyobrażenie. Dla niektórych jest starożytnym bóstwem, które jest wiecznie niezadowolone, jak nauczyciel matematyki z większości uczniów. Istota obrażona ze względu na grzechy (a jest ich na ziemi całkiem sporo), Bóg, którego trudno uszczęśliwić, ponieważ ciągle coś knocimy. Wyobrażenie o boskim niezadowoleniu spowodowało, że powstała cała gałąź teologii, na temat uspokojenia Bożego gniewu śmiercią własnego Syna. (Czy taka ilustracja popycha nas w ramiona Istoty, której poprawił się humor dopiero po śmierci swojego dziecka?)

Bardziej współczesnym i popularnym wyobrażeniem jest Bóg na wzór Mikołaja, który dobrym daje prezenty, a złych smaga rózgą. Oczywiście jest wielu ekspertów od tego, kto dostanie prezent, a kto rózgę. Jest w tym odniesienie do naszej niskiej świadomości, dogmatycznego podziału na dobro i zło, na sprawiedliwość i jej przeciwieństwo. Słusznie jednak wydaje się stwierdzenie, że sama sprawiedliwość jest okrucieństwem. Któż mógłby żyć na ziemi, gdyby wszystkich sądzono sprawiedliwie? 

Dlatego Bóg łaski jest tak skandaliczny, niepasujący do naszych kościołów i naszych teologii. Mesjasz przyszedł i powiedział, nie bójcie się. Nie jestem taki, jak sobie mnie wyobrażaliście. Jestem dużo lepszy. Boga nie trzeba się lękać, On jest z nami i dla nas bardziej realnie niż to widać i czuć. 

Kiedyś podczas wyjazdu do Anglii grupy dzieci i młodzieży, której byłem organizatorem, Joel, jeden z chłopców złamał rękę. Ponieważ złamanie wymagało zabiegu operacyjnego, a ja byłem opiekunem grupy, lekarz w szpitalu zobowiązał mnie, bym cały czas był przy nim, miałem wręcz obowiązek trzymać go za rękę do momentu uśpienia, nocowałem z nim w szpitalu na łożku obok. Byliśmy razem, ze względu na jego poczucie bezpieczeństwa. Dzięki temu mniej się bał tej całej sytuacji. Tak i jeszcze bardziej Stwórca jest z nami połamańcami. 

Jednym z owoców duchowego dojrzewania jest coraz większa świadomość łaski. Nasze zrozumienie Stwórcy do końca pozostanie cząstkowe, jednak możemy i powinniśmy się w życiu przesuwać w stronę niebiańskiej rzeczywistości. Od strachu do miłości, która go unicestwia. Bo w prawdziwej miłości nie ma strachu, jak to pięknie napisał nam apostoł Jan. 

Bliżej ciemności

David Livingstone to taki groźnie wyglądający na zdjęciach pan, który w czasie trwających 15 lat podróży po Afryce głosił Chrystusa, ale nie tylko - opisywał przemierzane tereny i tworzył mapy. Walczył o zniesienie niewolnictwa. Eksperymentował z chininą w walce z malarią. Po co to wszystko? Po co cały ten trud i poświęcenie? Bo między innymi na tym polega bycie światłem w ciemności.    

Mesjasz przyszedł, by każdego oświecić. Prawdziwa światłość, która oświeca każdego człowieka przyszła na świat (Jan1:1-11). Skupiamy się za bardzo na historycznym odrzuceniu Mesjasza, a za mało na uniwersalnej mocy światłości. Rozpaczamy nad grzesznym światem, zamiast świętować ustawiczne przenikanie światła. 

Biblijne prawdy można podzielić na historyczne i ponadczasowe.  
Prawda historyczna - Mesjasz nie został rozpoznany. 
Prawda ponadczasowa - On oświeca każde serce.  

Mesjasz nie jest lampą punktową, ale ogólnoświatowym halogenem. Czy odkrycie penicyliny przez Aleksandra Fleminga nie było działaniem światłości? Czy nie były cichym działaniem światłości kompozycje Jana Sebastiana Bacha? Chopina? Dzieła Matejki? Wiersze Tuwima, Staffa, Miłosza, Różewicza? 

Prolog ewangelii Jana pokazuje coś wyjątkowego na temat światłości, daje zupełnie nowe spojrzenie na biblijny opis stworzenia świata. Księga Genesis napisana została prawdopodobnie w trakcie lub po niewoli babilońskiej, ok 500 lat przez naszą erą. Biblijna opowieść o stworzeniu trochę przypomina starożytne wersje babilońskie - co udowodniły odkrycia archeologiczne. W wersjach babilońskich jest opis walki boga Marduka ze swoją praprababką, boginią Tiamat. Marduk rozcina staruchę na pół, z jednej połowy tworzy niebo, z drugiej ziemię. 

Żydzi skorygowali te historie i pokazali, że jest jeden Stworzyciel, który sobie dobrze radzi bez agresji. Jednak podobnie jak w mezopotamskich legendach, opisali radykalne oddzielenie światłości od ciemności (okazuje się, że nawet Żydzi wszystkiego nie wiedzą).  

I oto przychodzi apostoł Jan i pokazuje nam coś ciekawego, wręcz rewolucyjnego - światłość nie oddziela się, ale świeci w ciemności (Jan 1:5). Ustawicznie dąży do kontaktu z ciemnością. Tak, jakby nie było podziału. Nawet fizycznie w tym momencie jest na ziemi równocześnie dzień i noc. Jan mówi, że światłość nie oddziela się od ciemności, ale ją przenika, wprasza się i skutecznie usuwa mroki. 

Dlatego Mesjasz był tak inny, szokujący. Utożsamiał się ze słabymi, chorymi, biednymi, grzesznymi. Przyjaźnił się z niereligijnymi, kochał, przebaczał, ratował. Sprzeciwiał się religijnej sztywności, dyskryminacji, oddzielaniu światła od ciemności. Kochał przebywać w ciemnych zaułkach świata.

Religia zbyt często zajmuje się oddzielaniem, a Mesjasz przeciwnie - przenikaniem. Pismo podaje, że nawet do piekieł zstąpił i się nie bał. Gdzie nas światłość poprowadzi, jeśli pozwolimy? Skoro Mesjasz ustawicznie oświeca każdego człowieka, to my nigdy nie jesteśmy pierwsi w niesieniu dobra i miłości. Byleby nie popsuć tego, co On już czyni. 

Pocieszyciel cz.3

Jeśli mieszka w nas Duch Święty Pocieszyciel, to dlaczego życie boli? 

Jest pewna rzadka choroba o nazwie analgezja wrodzona, która cechuje się brakiem odczuwania bólu. Wydaje się z pozoru stanem godnym pozazdroszczenia, ale okazuje się być goźna i śmiertelna w skutkach. Kiedy zdrowemu człowiekowi wbije się drzazga, system nerwowy od razu zareaguje i poinformuje go o niebezpieczeństwie i potrzebie usunięcia intruza z ciała. 
Człowiek nieodczuwający bólu nie zauważy drzazgi pod paznokciem, co prowadzi do infekcji, zakażenia i nawet utraty palca. Zdarza się, że chorzy na tę chorobę zjadają swój język, generalnie żyją krócej, ponieważ brak im  sygnału ostrzegawczego w postaci bólu. 

Tak więc ból jest dla człowieka wyjątkowym darem. W bólu rodzą się  wartości, które inaczej nigdy by nie powstały. Jak dobra kawa pod wysokim ciśnieniem. W bólu Stwórca kształtuje w człowieku cierpliwość, współczucie, głębokie bezpieczeństwo, wiarę pozbawioną lukru. 
Jak napisał Chaim Potok: "O bólu innych uczymy się z własnego cierpienia". 

Ból nie musi być fizyczny. Istnieje, między innymi, ból niespełnienia. Jeśli prawdziwy mężczyzna to ten, który spłodził syna, posadził drzewo i wybudował dom, to kim są faceci mieszkający z córkami w blokach?? 

Dzięki Pocieszycielowi cierpienie to nie beznadziejność, ale bezsilność połączona z nadzieją. Ból, w którym On prowadzi do rozwiązania. Gdyby mój samochód wpadł do rowu (czego mi z pewnością nie życzysz), nie wyciągnę pojazdu gołymi rękami. Szukałbym kogoś silniejszego. Pocieszyciel jest naszą siłą. Do tego stopnia Mu ufamy, że możemy chlubić się siedzeniem w rowie - własną bezsilnością, jak pisał św. Paweł. 

Pocieszyciel tylko czasem zmienia okoliczności na lepsze, ale zawsze nam towarzyszy. On wspierał Mesjasza na krzyżu, ale nie uchronił Go przed nim. Dlatego wiara bez krzyża jest tandetną imitacją duchowej drogi za Mesjaszem, jest pozbawioną treści wydmuszką. Krzyż i zmartwychwstanie nie wykluczają się wzajemnie i w połączeniu nie tracą swoich właściwości. Krzyż nadal uśmierca, a zmartwychwstanie ożywia. Szczęście nie oznacza, że ból znika na zawsze. Prawdziwe szczęście to radość pomimo bólu. 

Po ludzku chcielibyśmy omijać krzyż i cieszyć się zmartwychwstaniem. Z boskiej perspektywy oba czynniki są w naszym życiu niezbędne. Dobro, które może wypłynąć ze straty nie wyklucza realności zła i krzywdy. Tak więc ból i przyjemność dzielą się nami po równo. Liczy się głos Pocieszyciela, który w bólu mówi, że kocha, rozumie, cierpi z nami i prowadzi do lepszego jutra.  

Portrety Mesjasza

Islam podważa wiarygodność Biblii między innymi dlatego, że zawiera cztery ewangelie - cztery różne od siebie opisy Mesjasza, twierdząc, że gdyby był tylko jeden, byłby większym dowodem prawdziwości. Cztery wersje są według muzułmanów, przejawem braku autentyczności. Jest to zgodne z islamskim podejściem do wiary, które zakłada, że Stwórca przemawia jednym głosem (arabskim) i dlatego Koranu nie powinno się czytać w innych językach. (Koran po polsku, to jedynie interpretacja znaczenia słów Koranu w języku polskim. Słowo Koran używa się tylko i wyłącznie do oryginału w języku arabskim. Wszystkie inne wersje językowe mogą zawierać jedną z wielu interpretacji mufassiruun - ludzi komentujących Koran). W samym chrześcijaństwie były próby stworzenia jednej ewangelii z czterech lub też podejmowano wysiłek wytłumaczenia oczywistych sprzeczności między opisami ewangelistów, jakbyśmy się trochę wstydzili za ich błędy. 

Tak więc Mesjasz od początku miał wiele twarzy - inaczej widział go Mateusz, trochę inaczej Marek, Łukasz i Jan. Oprócz tych czterech, historia stworzyła dodatkowe portrety Jezusa, w zależności od kultury i epoki. Mamy zatem Jezusa wszechwładcę z czasów bizantyjskich, Jezusa z krwawiącym sercem ze średniowiecza, globalnego Jezusa blondyna o niebieskich oczach w zachodnim protestantyźmie, Jezusa rewolucjonistę w teologii wyzwolenia, Jeszuę współczesnych Żydów mesjanistycznych. 

Jaki więc jest Mesjasz i który z jego portretów jest prawdziwy? 

Po pierwsze, różnorodność portretów nie umniejsza lecz przydaje chwały Mesjaszowi. Zamiast przeciwstawiać sobie sporządzone przez ewangelistów opisy Jezusa, możemy je uznać za cztery płaszczyzny tego samego obrazu. Tak samo historyczne oblicza Mesjasza posiadają w sobie element prawdy. To oznacza, że każdy z nas widzi go, w pewnym sensie, trochę inaczej, ale kiedy spotykamy się i dzielimy swoimi doświadczeniami, nie krytykując innych, tworzy się coś większego niż nasz własny obraz Mesjasza, jesteśmy bliżej pełni jego istoty. 

Po drugie, różnorodność portretów nie prowadzi do zamieszania, jeśli uznajemy tę prawdę, że Jezus jest tym największym i prawdziwym objawieniem Stwórcy na ziemi.
Kiedyś zapytał swoich uczniów, co o nim myślą ludzie. Było wiele różnych zdań o Jezusie, natomiast liczy się fakt, który rozpoznali uczniowe, że Jezus jest Mesjaszem, Synem Bożym. On jest drogą, prawdą i życiem - idąc za nim idziemy dobrą drogą, prowadzącą do prawdy i życia. Każdy portret Jezusa jest więc jakąś interpretacją jego boskiej chwały. Jeżeli zgodzimy się co do jego mesjańskiej natury, wszystkie inne aspekty nie będą nas dzielić lecz ubogacać. 

Po trzecie, różnorodność portretów daje wymierne korzyści na codzień. Są dni, kiedy potrzebujemy Mesjasza - lekarza, kiedy indziej odważnego bohatera lub cichego i pokornego sługę. W jego postaci znajdujemy inspirację i siłę w różnych okolicznościach życia. Dlatego czasem przemówi do nas portret Mateusza, innym razem Jana. 

Mamy Mesjasza, który się aktualizuje codziennie, jest najlepszym wzorcem, siłą dla twojego i mojego życia, jest dla świata najbardziej czytelnym objawieniem miłości - malowanym innymi kolorami, czytanym innymi językami, a przy tym na zawsze ten sam. 

Błoto czy złoto?

XIV-wieczny rabin i filozof Hasdai Kreszkasz powiadał, że bezbłędny człowiek mógłby istnieć jedynie w bezbłędnym świecie. Niedawno złapałem się na tym, jak podczas rozmowy z przyjaciółmi wyrażałem swoje krytyczne opinie na temat znanej polskiej piosenkarki. Nie znam jej osobiście, ale to jak się prezentuje pozwala stworzyć negatywny obraz jej osoby. 

W życiu wielu ludzi łatwiej dostrzec błoto niż złoto, ale czy to oznacza, że złota tam nie ma? Poszukiwanie złota nie jest łatwe, wszyscy wiemy, że nie leży ono na ulicy. Zwykle zajmuje sporo czasu i wysiłku, by w strumieniu pełnym mułu i kamieni znaleźć złote okruchy. Tak jest w życiu, że znajdziemy w innych to, czego szukamy - jeśli szukamy błota, znajdziemy bez problemu. Jeśli szukamy złota - choć czasem nie widać go od razu, ostatecznie znajdziemy coś cennego. 

Niestety bywa w kościele, że szuka się w ludziach błota, zamiast złota. Dlaczego tak się dzieje? 
Po pierwsze, łatwiej znaleźć błoto. Wystarczy, że ktoś się spóźni... powie coś niestosownego... zapomni o czymś ważnym... źle zareaguje... zgrzeszy.
Po drugie, cudze błoto daje chwilowe poczucie wyższości. Tam, gdzie dominuje religijna rywalizacja zamiast łaski, błąd bliźniego zostaje wykorzystany dla własnych korzyści.  

A gdybyśmy tak postanowili szukać w innych złota? Gdybym mógł tę piosenkarkę bliżej poznać, czy nie znalazłbym czegoś pięknego i cennego w jej życiu, w jej charakterze? Duch Święty przychodzi do naszego życia i mówi, że jesteśmy dziećmi Bożymi. Przekopuje się przez hałdy naszego błota, by pokazać kim naprawdę jesteśmy - cenni, kochani i piękni. Czy to nie cudowne, że Stwórca widzi w nas złoto? Rolą Ducha Świętego jest również "wypłukiwanie" naszego życia, by złoto mogło coraz piękniej błyszczeć. 

Mesjasz dostrzegł złoto w skorumpowanym Zacheuszu, w zagubionej Samarytance, a nawet w mordercy wiszącym obok na krzyżu. Dzisiaj jednym z najwspanialszych charyzmatów jest zdolność dostrzegania złota wśród błota. Chyba w życiu właśnie o to chodzi.


Skandal zbawienia

  
Jestem chrześcijaninem, ponieważ złożyłem moje zaufanie w osobie Jezusa Chrystusa, prześladowanego i ukrzyżowanego Żyda z Nazaretu. 
Wierzę, że jest Mesjaszem, wcieleniem Boga, osobą, dzięki której złączyłem się z Bogiem w miłości, radości i pokoju. Dzięki Mesjaszowi jestem uratowany, oczyszczony, wolny. Otrzymałem życie wieczne w Jego Królestwie. 
Postać Mesjasza jest intrygująca i paradoksalna. Nie można poznać Go filozofią, naukami ścisłymi czy na drodze eksperymentu w laboratorium. W zderzeniu ludzkiego umysłu z Bożym, człowiek doświadcza takich odczuć jak nonsens, skandal, brak logiki, głupota, absurd. Nie można zrozumieć Boga według ludzkich standardów, zachowań i schematów. Bóg jest im wprost przeciwny. Dlatego należy bardziej zaufać niż zrozumieć. 
"Zaufaj Panu z całego serca i nie polegaj na własnym rozumie". 
"Powierz Panu drogę swoją, zaufaj Mu, a On wszystko dobrze uczyni".
Dlaczego warto zaufać? Ponieważ Bóg uczynił dla nas dużo więcej niż zasługiwaliśmy, dał dużo więcej, niż byśmy kiedykolwiek przypuszczali. Bóg zrobił wszystko, by uratować ludzkość od wiecznej izolacji z Nim. 
Amerykanin Ben Utecht - były sportowiec, w wieku 33 lat traci pamięć z powodu urazów głowy. Napisał dla żony i córek piosenkę, pt. Zawsze będziecie moje. Wie, że czasu ma coraz mniej. Jakże zmienia się życie, gdy czasu jest mało, a miłości dużo. Jak cenny staje się każdy kolejny dzień. 
Miłość pchnęła Boga do szalonych decyzji - dla nas. 

By nas uratować Bóg wystawił się na pośmiewisko. 
Który prezes korporacji pozwoliłby na publiczny lincz za błędy swoich pracowników? Który prezydent dobrowolnie poszedłby do więzienia za błędy swoich obywateli? Który dyrektor szkoły poddałby się karze za złe wyniki swojego ucznia? Bóg jednak nie zastanawiał się nad swoją reputacją. 

Paradoks Bożego ramienia Iz.51-53

Bóg postanowił stać się słabym człowiekiem.  
W rozdziale 51 księgi Izajasza widzimy opis silnego Bożego ramienia. Potężny biceps, siła, moc, potęga, panowanie. Do takiego obrazu Boga wszyscy są przyzwyczajeni. W końcu dlatego jest Bogiem. Izajasz z łatwością może pokazać ludziom postać Boga silnego. Ale już za chwilę ten obraz ulega całkowitej zmianie. Zamiast silnego ramienia Izajasz widzi, pewnie tak samo zdziwiony jak my, ramię słabe, zbite, chore, umierające (52:13-53:1-12). I pyta, komu ramię Pana się objawiło? Czy tylko ja widzę paradoks siły i słabości Boga? Tak właśnie Bóg się zaprezentował na ziemi.  
Przypomina się znana komedia pt. "Nadciąga totalny kataklizm", w której muzeum z Anglii wysłało co najmniej dziwnego reprezentanta do USA w osobie Jasia Fasoli.  
Jaka szkoła na olimpiadę wysłałaby najsłabszego ucznia?Jaka firma motoryzacyjna wystawiłaby na pokaz słaby, rozbity model? Jaka reprezentacja piłkarska składałaby się z najsłabszych  
graczy ligowych? Jednak Bóg pokazał się światu ze strony słabości i bezbronności. 

Paradoks mocy i słabości krzyża

Bóg zdecydował się umrzeć jak przestępca. Krzyż był symbolem władzy cesarza - na nim przegrywali rebelianci, przeciwnicy, uzurpatorzy władzy, rewolucjoniści. Jezus umarł na krzyżu jak rewolucjonista, ale nie przegrał. Krzyż stał się symbolem autorytetu innego niż władza, autorytetu przez słabość. Jezus dał się pokonać przez ludzką władzę, by pokazać, że to nie jest właściwa droga, że władza degeneruje, bez względu na to, czy jest władzą świecką czy religijną. Pokazał, że autorytet przychodzi przez słabość, pokorę, łaskę, miłość. Nie można być silnym, by wygrać życie. To jest właśnie skandal zbawienia. Zwycięstwo przez słabość.  
Krzyż okazał się naszym ratunkiem. Sędzia, który osądza, przebacza i umiera za winnego. Gdyby nie było sądu, nie mogłoby dojść do przebaczenia i uratowania. Bóg najpierw osądził, a potem uratował. Sprawiedliwy, który się lituje i umiera za złego.

Paradoks głupoty i mądrości   
  
Bóg postanowił nas pokochać i być z nami na zawsze. Boża miłość wydaje się głupia i słaba - bo tak właśnie działa miłość. Ona powoduje, że płacimy nie swoje rachunki, przewijamy wrzeszczące niemowlęta, świadomie dajemy się wykorzystać. Dzisiaj na oczach świata tysiące dzieci z Ameryki Południowej poszukuje drogi do USA, by być z rodzicami, którzy wyjechali na zarobek. Miłość pcha dzieci w nieznaną, niebezpieczną podróż, nie raz kończącą się dla nich śmiercią. Taką szaloną miłością Bóg kocha ludzkość. 

Ewangelie pokazują zwyczajnie ludzkie oblicze Mesjasza. Wcielił się w ludzkie ciało, nie jakieś idealnie piękne. Pocieszam wszystkich zakompleksionych, że Jezus pewnie też miał za duży nos, może krzywe zęby. Mówił ludzkim głosem - zwykłym, z pomyłkami, zaciągał akcentem z prowincji. Szukał pocieszenia i kolacji u przyjaciół w Betanii. Padał ze zmęczenia w podróżach. Był oskarżony i osądzony bez dobrego adwokata. Został złożony w cudzym grobie bez tablicy.   

Jak to się ma do naszego życia?  
Paweł przyszedł do Koryntu w słabości i pokorze. (1 Koryntian 1:18-25). Korynt był jak Londyn, Nowy York, Tokyo. Nadto były tam duże kłopoty w kościele. Jednak Paweł wybrał drogę słabości. Skoro Mesjasz tak przyszedł, to on też. Zaufał i poszedł w ślady Mesjasza. 

A wcześniej sam Jezus wysyła 70 bezimiennych jak owce między wilki, co jest symbolem nie tyle okrucieństwa ludzi, choć wilki się też zdarzają, a naszej słabości, totalnie nierównych sił. To jest właśnie szaleństwo wiary.    
Wysłał ich bez bagażu, bo chciał, by byli zależni od gościnności i dobroci ludzi, by byli słabymi przybyszami, potrzebującymi pomocy. Dopiero wtedy mogli być skuteczni. 
Naśladując  Mesjasza, stajemy się coraz słabsi. 
Bardziej szanujemy innych. Coraz bardziej głupi z miłości i poświęcenia. Bardziej dojrzały znaczy słabszy, miększy, mniej hardy. Jak owoc - im bardziej dojrzały, tym łatwiej można zerwać, zgnieść, wycisnąć sok. 

Podążać drogą Mesjasza, to znaczy być zwykłym człowiekiem, mówić normalnie, nie próbować być kimś wyjątkowym, nie rozpaczać nad swoim wyglądem, kochać jak naiwny głupiec, potrzebować innych. To chcieć naśladować Mesjasza w Jego słabości i człowieczeństwie. Inaczej nie odkryjemy sekretu siły. Kto najpierw szuka siły, przegra. Kto rozumie wartość słabości, znajdzie życie i siłę w Mesjaszu.  

Era mesjańska w dobie fb?


Kapitan Kloss - kim był naprawdę? Polskim oficerem.
W przebraniu. Niektórzy się domyślali, przypuszczali, podejrzewali, inni byli zupełnie nieświadomi. Kim jest Jezus? Niektórzy uważają, że był zwyczajnie żydowskim rabinem, inni widzą w Nim proroka, jeszcze inni wierzą, że był ucieleśnieniem Boga na ziemi. Co się wydarzyło dzięki Jego przyjściu na świat? Czy rzeczywiście urodził się największy władca, czy jedynie bezbronne dziecko? Czy już nastąpiła inwazja nieba na ziemię, czy dopiero nastąpi w przyszłości? Wielu ma problem z odpowiedziami.