Od śmierci do miłości

Postanowiłem zamieścić rozważania o śmierci z dwóch powodów. Po pierwsze, w minionym tygodniu oglądałem relacje z pożegnania dwóch ludzi, którzy niedawno odeszli, pastora Pawła Godawy oraz ewangelisty Billy Grahama. W obu przypadkach wyraźnie wyczuwało się wyjątkową atmosferę nadziei i ostatecznego zwycięstwa Mesjasza nad śmiercią, pomimo oczywistego smutku z powodu rozstania tu na ziemi. Jest w śmierci coś boskiego, czego w innych okolicznościach nie doświadczamy. Dlatego lepiej iść do domu żałoby niż do domu wesela. 

Po drugie, jesteśmy w okresie pasyjnym, w którym rozmyślamy nad śmiercią Syna Bożego. Śmierć z perspektywy wiary jest pogłębioną kontynuacją życia z Bogiem. Billy Graham mawiał, „jeśli usłyszycie kiedyś informację, że umarłem, uznajcie to za największe kłamstwo. Będę żywy bardziej, niż kiedykolwiek wcześniej”. 

Wyszliśmy z miłości i w chwili śmierci do miłości wracamy. Jeżeli żyjemy w miłości, nie będzie w nas strachu przed śmiercią. Zbudowaliśmy z miłości most pomiędzy dwoma  światami. Miłość nigdy nie ustaje, jest więc pomostem między nieistnieniem, życiem i ponownym istnieniem po życiu.

Miłość nigdy nie zawodzi, dlatego nawet największa tragedia życia i umierania ma swój finał w miłości, do której dochodzimy częściowo w tym życiu, a w pełni dopiero po śmierci. Śmierć jest objawieniem miłości, tym najbardziej tajemniczym, jest największą miłosną niespodzianką. 

Umieramy w pierwszym życiu po to, by awansować na wyższy poziom kochania i bycia kochanymi. W tym życiu uczymy się kochać na poziomie podstawowym, a potem uczymy się rezygnować z tej podstawowej miłości, by ostatecznie oddać ją, umrzeć i wejść w wieczność z depozytem miłości, który dopiero wtedy może się w pełni rozwinąć. 

Ważne jest kochać teraz, ponieważ miłość jest jedną z niewielu rzeczy, które możemy spakować i wziąć ze sobą do grobu. Fakt, że obudzimy się po drugiej stronie zawdzięczamy Bożej miłości. Praktyka codziennego umierania dla własnego ego uczy nas jak budzić się do głębszych doznań miłości, wielkości i poznania. To ćwiczenie jest przedsmakiem prawdziwej śmierci i prawdziwego zmartwychwstania. 

W ten sposób zaczynamy rozumieć, że fizyczna śmierć jest naszym finalnym darem dla Boga i dla świata. To nie Bóg zabiera nam życie, ale poprzez miłość my ofiarujemy Mu siebie w śmierci, w sposób doskonały i pełny. Już sama śmierć czyni niektórych ludzi bohaterami. 


Wraz z akceptacją śmierci przychodzi przedsmak nieba i wieczności. Nie ma możliwości bać się o przyszłość. Nadzieja w Bogu nie jest ubezpieczeniem od ognia piekielnego, ale polisą na cudowne życie wieczne. Niebo w przyszłości oznacza życie w niebie dzisiaj. Kto jak kto, ale chrześcijanie nie mają powodu do paniki w obliczu śmierci. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz