Od rywalizacji do radości

Rywalizacja jest fundamentalną wartością naszej cywilizacji. Jest też jedną z podstawowych przyczyn moralnego rozkładu małżeństw, grup społecznych, kościołów i całych narodów. Rywalizacja to nie tylko przyczyna, ale również skutek polegania na sobie, zamiast na Stwórcy. Ludzkie ego nigdy nie poprzestanie na tym, co posiada. 

Jesteśmy tak nasączeni atmosferą rywalizacji, że nie zdajemy sobie sprawy, jak bardzo jest niebezpieczna. Osoba przebywająca w kuchni, po czasie nie wie, jak bardzo przesiąka zapachami dań, które przyrządza. Rywalizacja w sporcie, biznesie, edukacji, pogoni za dobrobytem jest tak wszechobecna, że jesteśmy na nią tak dobrze znieczuleni, jak pacjent na stole operacyjnym. 

Systemy wychowania od razu wtłaczają dziecko w formy rywalizacji. Cały system szkolnictwa na tym się opiera. Kto zaśpiewa piosenkę w przedszkolu? Kto dostanie nagrodę? Kto otrzyma lepszą ocenę ze sprawdzianu, a kto gorszą? Chyba do końca nie zdajemy sobie sprawy z faktu, jak bardzo nasze szlachetne człowieczeństwo uległo zdeformowaniu w okresie kilkunastu lat obowiązkowej edukacji. 

Jeśli ktoś dodatkowo interesuje się sportem, poziom  rywalizującego natężenia znacznie idzie do góry. Bo przecież na tym polega sport, że trzeba być lepszym od pozostałych. Podobnie jest z artystami, architektami, aż po producentów spinaczy do suszenia prania. Główna zasada, to pokonać konkurencję, wyprzedzić, być pierwszym. 

Atmosfera rywalizacji nie omija nikogo, ponieważ ma swoje podwójne źródło - zewnętrzne i wewnętrzne. Z zewnątrz przychodzi poprzez systemy edukacji, kapitalizm, wolny rynek. Od wewnątrz znajduje potwierdzenie w naszej egoistycznej naturze, która domaga się uznania, pierwszeństwa, wyróżnienia ponad innych ludzi. Jeśli ktoś myśli, że jest od tego wolny, to faktycznie rywalizuje o większą pokorę. 

Rywalizacja materialna to osobne zjawisko, które napędza produkcję nowych samochodów, damskich torebek i wielu innych gadżetów. Chcemy mieć conajmniej to samo, co inni, a najlepiej ciut więcej i ciut lepsze. Człowiek błędnie określa siebie przez pryzmat tego, co posiada. Bogacze czują się w pewnym sensie nadludźmi. Tworzy się zatem podludzi (biedacy, bez samochodów, bez ojczyzny, bez mieszkania), ludzi (zwykły używany samochód, mieszkanie, zwyczajna praca) i nadludzi (drogi samochód, duży dom, duże pieniądze). 

Bylibyśmy w błędzie, gdybyśmy założyli, że sfera wiary i Kościoła jest wolna od ducha rywalizacji. Jest on tak samo obecny, z tą jedynie różnicą, że przybiera bardziej subtelną i uduchowioną otoczkę. Wielu duchownych realizuje swoje własne ambicje pod hasłem wizji od Boga. Niektórzy bogacą się w imię boskiej przychylności. Inni wykorzystują szczerych ludzi do osiągania czegoś tam ważnego. Wielu duchowych pasterzy błędnie rozumie swoją rolę - jako tych, którzy „osiągają cele”. Zawsze w imię kościoła, misji, powołania. 

Problem jest dużo głębszy, niż widać gołym okiem. Jest jak nowotwór duszy. Jedynym lekarstwem jest przyjście do Jezusa, który zaprasza wszystkich zapracowanych i zmęczonych rywalizacją. Jezus obiecuje wytchnienie. Zapewnia, że można żyć inaczej, czego On jest najlepszym   przykładem.  



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz