Jazz

Od zawsze lubiłem muzykę. Otarłem się w życiu o gitarę, akordeon, fagot, pianino, harmonijkę i perkusję. Zostałem przy gitarze. Interesowały mnie różne gatunki muzyki (może poza disco polo). Nie pamiętam kiedy polubiłem jazz, ale stał się on ważną częścią mojej tożsamości. Jazz porusza we mnie coś bardzo głęboko. 

W przyszłości, na nowej ziemi i nowym niebie planuję mieszkać w tej części wszechświata, w której będzie grany jazz. Jakub i Jan chcieliby zostać kiedyś pierwszymi ministrami u boku Jezusa. Ja mam tylko jedno małe marzenie, chciałbym w wieczności zostać pianistą jazzowym. Takim, jak Dave Brubeck czy Chick Corea. Chcę grać utwory z pamięci, bo nie mam absolutnie zamiaru uczyć się nut. 

Żeby dobrze grać jazz trzeba płynąć. Nie można się spinać, nie można rywalizować. Jazz to muzyka ludzi naturalnych i wyluzowanych. Grać jazz znaczy odpoczywać. Biblia mówi, że Bóg odpoczął. Mówi też, że człowiek ma się nauczyć żyć w odpocznieniu. Nauczyć się jazzu. Jazz wymaga umiejętności improwizacji - cieszenia się chwilą i wypełniania jej czymś co naturalnie przychodzi z serca. 

W muzyce trzeba być sobą. Nie można się porównywać. Ten sam motyw muzyczny każdy muzyk zagra inaczej, zgodnie z głosem swojego serca. Jazz wyzwala muzyka, umożliwia pokazanie swojego wnętrza w sposób niepowtarzalny, wyjątkowy. Nie ma dwóch identycznych jazzmanów, nie ma dwóch identycznych wykonań tego samego utworu. Na tym polega cała zabawa, gdy człowiek cieszy się z tego, kim jest i nie rywalizuje z innymi. 
Dobry muzyk jazzowy dochodzi do momentu, w którym muzyka płynie prawie bez wysiłku. Na początku, gdy uczył się gry na instrumencie, musiał się napocić. Był zmuszony grać rzeczy, które inni przed nim wymyślili. Musiał się dostosować do szablonów i kopiować innych. To był trudny początek, z którego każdy jazzman musi w końcu wyrosnąć. Na początku był oceniany przez pryzmat osiągnięć innych kompozytorów. Ale nie na tym polega prawdziwa muzyka jazzowa. Trzeba wejść we własny świat i odkryć swoje brzmienie, swoje harmonie. Wtedy kończy się męczarnia i zaczyna zabawa. 

Pierwsza połowa naszego życia cechuje się kopiowaniem innych „kompozytorów” - rodziców, dobrych lub złych kolegów, celebrytów, stylistów mody, bohaterów polityki i Kościoła. W ten sposób uczymy się pierwszych akordów życia. Ale czy na tym polega przeznaczenie? Jestem coraz bardziej przekonany o tym, że czego uczymy się w pierwszej połowie życia, musimy przez resztę naszych dni starać się oduczyć. Porzucić kopiowanie innych, rywalizację, ambicjonalne dążenie do wymiernego sukcesu, fałszywą magię liczb. Wszystko po to, by stać się na wskroś sobą, by nasza muzyka płynęła bez wysiłku. 

Są tysiące sposobów na życie, a każdy ma odnaleźć swój własny. Dlaczego mielibyśmy żyć pod presją oczekiwań konsumenckiej i rywalizującej kultury, kiedy możemy tworzyć zupełnie nową i niepowtarzalną muzykę duszy? Stając się sobą tracimy potrzebę rywalizacji, ponieważ nie mamy już nikogo, z kim można się porównać. W tym momencie zaczyna się nasza droga do wolności. 


1 komentarz:

  1. Mariusz - świetny tekst. Jak wiesz sam także jestem miłośnikiem muzyki jazz'owej. Moi ulubieni wykonawcy to przeważnie gitarzyści tacy jak: Joe Pass, Wes Montgomery, Barney Kessel, Charie Byrd, Lenny Breau, Martin Tylor, Gene Bertoncini, George Van Eps - i wielu wielu innych. Tak jak w każdym gatunku muzyki istnieje duże ryzyko aby jazz stał się czymś wręcz odwrotnych to podejścia które opisujesz, aby stał się bardzo "techniczny". Słyszałem wypowiedzi kilku muzyków jazz'owych, którzy zachęcali do tego aby od samego początku uczyć się grać na instrumencie "melodię" którą nosi się wewnątrz siebie. Na początku pewnie melodie te będą bardzo proste i schematyczne. Dużą pomocą może być próba wcześniejszego zaśpiewania lub zagwizdania tego co chcemy potem zagrać. Inaczej mówiąc: muzyka ma płynąć z nas, a nie ze skal, czy arpeggio które wyćwiczyliśmy w pocie czoła. Pozdrawiam ciepło. Robert

    OdpowiedzUsuń