Nadzieja

Jezus jest twarzą Boga zwróconą w stronę człowieka. Dlatego możemy mówić o czymś, co my, chrześcijanie nazywamy prawdziwą nadzieją. Inna to zupełnie rzecz niż nadzieja ludzka, zwana matką głupich. Ludzka nadzieja, to  oczekiwania i życzenia, połączone z emocjami, które nie mają żadnych szans, by się zamienić w rzeczywistość. Straciłem nadzieję... miałem nadzieję, ale wyszło inaczej...

Nasze oczekiwania idealizują życie i stają się abstrakcją. Każde tworzenie w umyśle scenariusza przyszłości prowadzi do poczucia zawodu. W rezultacie człowiek nie potrafi cieszyć się nawet dobrymi rzeczami, ponieważ spodziewał się (miał niby nadzieję) czegoś innego. 

Nie ma to nic wspólnego z prawdziwą nadzieją, która zamiast rozczarowania, przynosi spokój. Dramat ludzkiej nadziei polega na tym, że od początku nie jest to nadzieja.
Oto uniwersalna prawda biblijna: Jezus jest jedynym źródłem nadziei, oraz tym, który sam ją daje człowiekowi. To jest odpowiedź chrześcijaństwa na pytanie, jak posiąść prawdziwą nadzieję na teraz i na potem? Jak ją wzbudzić? 

Jedyne co możemy, to pragnąć, ufać i otwierać życie na duchowe doświadczanie Pana Jezusa. Nie możemy sami się uratować, sami zmienić swojego położenia. Nie możemy sami wypracować w sobie nadziei zbawienia, tak też w grzesznym poznawaniu naszych upadłych umysłów nie możemy wypracować sami wiedzy o Bogu. 

Tylko sam Bóg zbawia i sam Bóg objawia siebie. Nie mamy możliwości wzbudzenia w sobie takiej nadziei. Fakt, że znamy Boga jest Jego dziełem, nie naszym. Klarowność i pewność z jaką Go znamy pochodzi tylko od Niego. 
Możliwość na podstawie której dochodzi do tej realizacji nadziei opiera się na Jego boskiej mocy. Tylko dzięki Bożej łasce Bóg staje się poznawalny. Ani teologia, ani tradycja nie dają nam poznania Boga. 

Wysiłkiem ludzkim Bóg nie jest poznany jako Bóg. To, co jest uznawane „Bogiem” jest tak naprawdę człowiekiem. 
To, co należy do naturalnego życia nie jest prawdziwie Bogiem. A to, co przyszło do nas od Boga, nie jest z nas. 
Karl Barth pisze, że Bóg jawi się nam w postaci „wielkiego ale”, w jaskrawej sprzeczności z naszą próbą poznania Go poza łaską.  

Nie mamy dostępu do boskiego niedostępnego światła inaczej niż przez Boga oświecającego ciemność naszego upadłego rozumu. Kwintesencją wiary i nadziei jest Bóg, który objawia Siebie w Jezusie. On nas budzi ze snu, On podnosi nas do życia wiecznego. On karmi nadzieją, która nie przeminie. Jego miłosierdzie gwarantuje, że będziemy na zawsze bezpieczni.  


Jeśli uważnie przeczytamy Rzymian 5,1-5, to możemy dostrzec całą Trójcę zaangażowaną w transmitowanie  nadziei, z nieba na ziemię. Nawet przeciwności stają się pomocne w jej umacnianiu. Jezusowa nadzieja zrodzona jest z miłości, nie ze strachu przed karą boską, piekłem, potępieniem. Stoi za nią największa miłość, w której wszyscy możemy się zanurzyć. Tam, gdzie jest przeżywanie Jego miłości, zaraz pojawia się prawdziwa nadzieja. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz