Słuchanie Boga

Kiedy byłem bardzo młody, wśród charyzmatyków modne było szukanie żony na hasło "Bóg mi powiedział" - że masz być moją żoną. Zwykle taką przynętą wabili faceci, chociaż być może zdarzały się też tak sprytne młode niewiasty. 

Po pierwsze, jeśli Bóg musi komuś powiedzieć o czymś tak oczywistym jak potrzeba znalezienia żony czy męża, to coś jest nie tak. Gdzie się podział dar zdrowego rozsądku i własna inicjatywa? Po drugie, to wygląda tak, jakby ktoś poszedł kupić samochód i powiedział sprzedawcy, że go kupuje, bo mama mu kazała... Jeśli uznajesz, że twój wybór jest odgórnie zaakceptowany, czy nie lepiej powiedzieć, ja  wybrałem! Ja chcę! Po trzecie, to jest zwykła manipulacja ubrana w religijne słowa.  

Dziewczyny, jeśli ktoś super święty złoży wam tego typu propozycję, popartą głosem z nieba, zapytajcie: 
Czy jesteś tak nierozgarnięty, że Bóg musi ci podpowiadać? 
Czy nie potrafisz sam podjąć dobrej decyzji? 
Czy chcesz wywrzeć na mnie presję, żebym się zgodziła? 

Jednak słuchanie Boga to ważna rzecz. To coś, czego się uczymy i bardzo potrzebujemy w rozwoju naszej wiary. W ewangeliach mamy piękną przypowieść Jezusa o siewcy. Jest uznawana za prolog wszystkich przypowieści. Jest prosta i bardzo wymowna. Jezus mówi o czterech rodzajach gleby, na którą pada ziarno. W dzisiejszych czasach należałoby chyba tę historię nieco zmodyfikować - wyjechał rolnik na pole, by rozsiewać sztuczne nawozy... Niestety. No cóż, takie czasy. Wolę jednak wersję oryginalną. 

Przed wszystkim historia ta pokazuje, że Bóg przemawia do wszystkich ludzi na ziemi. Jakby nic nadzwyczajnego, fakt. A jednak to cud, który ma miejsce cały czas. Bóg mówi.
Siewca rozsiewa słowo - wszędzie. Wysyła delikatne sygnały, czasem alarmuje. Glebą jest cały świat. Bóg ustawicznie przemawia - do wszystkich ateistów, muzułmanów, hinduistów, animistów, buddystów, chrześcijan, wyznawców judaizmu. Do małych i dużych. Biednych i bogatych. 

Bóg mówi do każdego z nas. Boskie echo się roznosi, cichy szept przenika myśli. Dzień dniowi przekazuje wieść. W ciszy, w muzyce, w szumie fal, w dzwonach kościelnych. W cichej kontemplacji i eksplozji radości. 

Niedawno sobie siedzę w przerwie między wykładami. Zastanawiam się co powiedzieć na koniec, na ostatniej sesji. Przeglądam notatki. Wyciszam się. Wsłuchuję się w swoje serce i myśli. Popijam zieloną herbatę. Mam kilka opcji, ale moje serce idzie w kierunku jednego tematu. Tak więc tą refleksją kończę dwudniowe spotkanie. Podchodzi młoda kobieta i zadaje mi pytanie: dlaczego wybrałeś akurat ten temat na zakończenie? Odpowiadam, że za bardzo to nie wiem, ale tak serce pokierowało. Ona zaczyna płakać. Być może coś dobrego się wydarzyło. 
 
Niektórzy zrobili z Bożego głosu towar rzadko spotykany. Luksusowy. Jak Ferrari. Jak produkt firmy Michael Kors. Coś, co jest dostępne tylko dla śmietanki, dla VIP-ów. Ci "słyszący" mogą całą głuchą resztę czasem uświadomić. To się nijak ma do tekstów Biblii, które mówią, że
Wszyscy mamy namaszczenie i wiemy wszystko
Jesteśmy myśli Chrystusowej
Jesteśmy świątynią Bożego Ducha 
Słowo mieszka w nas
Mamy uszy do słuchania 

Możesz słyszeć samodzielnie. Popatrz w twarz dziecka. Wyjdź do ogrodu. Wycisz się w fotelu. Przeczytaj Psalm. Głos Boga rozbrzmiewa cały czas, w sercach i myślach wszystkich mieszkańców naszej pięknej planety. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz