Religijne lenistwo

Z religią jest trochę jak z nieudanym małżeństwem (w czym nie mam doświadczenia, ale coś widziałem i słyszałem), gdy razem jest źle, ale osobno jeszcze gorzej. Zanim przeanalizujemy kłopoty, coś na pocieszenie - pozytywnym aspektem jest możliwość kultywowania otwartości na łaskę, nawet w najbardziej tradycyjnym religijnym środowisku. Łaska zwycięża. To znaczy, że każdy, na swój sposób religijny człowiek, może pójść o wiele dalej, poza samą świadomość istnienia Stwórcy. 

Ale zacznijmy od trudności. Jedną z nich jest leniwe podejście do kwestii wiary, gdy człowiek zatrzymuje się na poziomie, że "coś lub ktoś tam na górze istnieje". Taka minimalistyczna teologiczna koncepcja. Wielu ludziom ten rodzaj wiary w zupełności wystarcza. Przynajmniej nie muszą sobie zawracać głowy jakimiś niuansami doktrynalnymi. Wierzą w istnienie Boga, na takiej samej zasadzie jak wierzą w Układ Słoneczny czy w cztery pory roku. 

Takie proste podejście wydaje się logiczne, ale jedynie z pozoru. Prowadzi donikąd. Sprowadza Stwórcę do abstrakcyjnej religijnej koncepcji. Nie daje człowiekowi szansy na nadprzyrodzone spotkanie, doświadczenie objawienia. Jeśli Bóg jedynie sobie gdzieś istnieje, to jaka to różnica, czy On jest, czy Go nie ma? W takim razie nie ma to znaczenia, więc równie dobrze można być ateistą. Jeśli ograniczamy działanie Stwórcy do bezużytecznego istnienia, nadajemy Mu status martwego kamiennego bożka. Zamiast Wszechmocnego, mamy Impotenta, w miejsce Najwyższej Inteligencji wchodzi Do Niczego Nie Przydatny obiekt religijnego kultu. 

Z tego powodu religia chrześcijańska staje się największą przeszkodą w poznawaniu istoty Boga. Religia, która w swej naturze oddziela świętego Boga od grzesznego człowieka, pozostawia ludzi na poziomie leniwego akceptowania Bożego istnienia. Innym hamulcem może być teologia, próbująca kontrolować Tego, który jest poza wszelką kontrolą. Problemem religii jest uspakajanie sumienia za pomocą wiary w Boże istnienie. Problemem teologii jest uspakajanie sumienia na poziomie umysłowego zrozumienia tajemnicy Boga. Obie drogi są tylko marną ludzką próbą, pozbawioną czynnika łaski i objawienia. 

W pewnym sensie łatwiej by nam było mówić o żywym Bogu, gdyby ludzkość cofnęła się do czasów prymitywnego pogaństwa. Wtedy przynajmniej wierzono w świat duchowy - niby bogowie byli nader aktywni, ciagle wtrącali się w życie ludzi. Inaczej niż dzisiaj, gdy wiara jest generalnie jedynie symbolem narodowym lub kulturowym. Współczesne formy neopogaństwa dają nadzieję na dobre efekty misyjne za jakiś czas. 

Z drugiej strony chrześcijaństwo ma ciągle potencjał pójścia dużo dalej - w kierunku słuchania i posłuszeństwa wobec Stwórcy. Wiara chrześcijańska to coś daleko większego, niż świadomość istnienia Boga. Wiara nie jest wiedzą, tradycją ani przekonaniem - jest duchowym spotkaniem. 

Istotą wiary jest łaska spotkania, gdy człowiek widzi Boga w osobie Mesjasza, Jezusa z Nazaretu. Jeśli zrezygnujemy z leniwej religijności, mamy możliwość spotkania z aktywnym Bogiem. To może się zdarzyć w każdej chwili. Mając otwarte serce, natkniemy się na Rzeczywistość szybciej, niż się spodziewamy. Ponieważ łaska zwycięża. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz