Pigułka przebudzenia


Jeśli kochasz słowo przebudzenie, to mnie znienawidzisz. Po przeczytaniu tego będę być może twoim wrogiem. Z mojej strony nic się nie zmieniło, tak samo cię szanuję mimo, że inaczej coś rozumiemy (od razu przyznaję, że to ja mało rozumiem i to pewnie wszystko moja wina, ale skoro tak rozumiem, tak też piszę). 

Tak więc nie czekam na przebudzenie, nie czytam o tym książek, nie używam tego słowa w kazaniach (nie dlatego, że to brzydkie słowo, przeciwnie, całkiem fajne), ani nie zachęcam innych do czekania na takowe. 
Jest wystarczająco ludzi, którzy to robią, tak więc jeśli nadejdzie, będzie to ich zasługą, nie moją. 

Znamy takie fajnie brzmiące hasła: Wszystko sie zmieni jak przyjdzie przebudzenie... Potrzeba nam przebudzenia, wtedy dopiero... To się kojarzy z reklamą pewnych specyfików, które w magiczny sposób rozwiązują wszystkie problemy. 

Tak na marginesie, zwrot obudzić się, przebudzić się, jeśli pojawia się w Biblii to występuje w kontekście ludzi wierzących.  

Już czas, byście się ze snu obudzili... Pisze Paweł 
Obudź się, oblecz się w swoją siłę Syjonie... Mówi Izajasz 
W moim tłumaczeniu Biblii znalazłem jedno dość nietypowe wezwanie do przebudzenia...
Psalm 44:24 Bóg jest do tego nawoływany! (Oczywiście jest to język literacki, przenośnia.) 

Ogólnie rozumiana koncepcja przebudzenia powoduje oczekiwanie niezależnych od nas, niespodziewanych efektów. 
Jak czekanie na śnieg w święta...
Na wygraną w lotto...
Na autobus w lesie w środku nocy...

Ktoś powie, co w tym złego? Czyż Bóg nie jest nieprzewidywalny? Sywerenny? Owszem jest. Natomiast jeśli żyjemy w trybie czekania na przebudzenie, to prawdopodobnie nie jesteśmy skupieni na działaniu, ale na fenomenie. Chrześcijańskie życie jednak nie opiera się na sporadycznych fenomenach i fajerwerkach, ale na codziennej wytrwałości i rzetelnej pracy. 

Jeśli już, to wierzę w osobiste przebudzenie, które ma miejsce każdego dnia (no, może prawie każdego - też mam czasem kiepski dzień). Rano przebudzam się fizycznie, duchowo, emocjonalnie, społecznie, rozmyślam, czytam, rozmawiam z Panem Bogiem, inspiruję się, czasem dam żonie buziaka, czasem zrobię trochę pompek. Wypijam dużo wody. Czuję się całkiem nieźle przebudzony. 

Boża suwerenność nie może być wymówką dla mojej bierności i obojętności. 
Nie żebym teraz robił komuś egzamin, ale
Ile sierot i wdów ubraliliśmy i nakarmiliśmy? 
Ile studni wykopaliśmy lub sfinansowaliśmy? 
Co praktycznie zrobiliśmy, by powstrzymać handel ludźmi? 
Co praktycznie zrobiliśmy, by powstrzymać przemoc, AIDS, bezdomność i inne społeczne patologie? 
Co praktycznie robimy, by dzielnica, wioska, gmina były lepsze? 

Dzisiaj gdzieś na świecie umrą kolejne głodne i chore dzieci. 
Oczywiście nie chodzi o to, że mamy przestać się modlić, ale ewangelia Jezusa jest dwutorowa. Z jednej strony mamy myśleć "o tym, co w górze", a z drugiej strony nieść pomoc ludziom i naszej planecie. 

Jak to świetnie napisał nasz brat, święty Jakub: nieść pomoc sierotom i wdowom i zachować siebie nieskalanych przez świat.
Czas połączyć ewangelię społeczną i spiritualną. 

Zamiast idei przebudzenia proponuję ideę przenikania. 
Ewangelia Mateusza 5:13-16 
Wy jesteście solą ziemi; lecz jeśli sól zwietrzeje, czym ją posolą? Na nic się już nie przyda, tylko na wyrzucenie i podeptanie przez ludzi. Wy jesteście światłością świata. Nie może się ukryć miasto położone na górze. Nie zapala się świecy i nie stawia jej pod naczyniem, ale na świeczniku, i świeci wszystkim, którzy są w domu. Tak niech wasza światłość świeci przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili waszego Ojca, który jest w niebie. 

Słyszałem historię 13 letniego chłopca w Kenii, który wynalazł sposób na ochronę bydła przed lwami. Był zdesperowany, ponieważ odpowiadał za stado, należące do jego rodziny. Lwy zagryzały w nocy cenne krowy i byki. Ta desperacja zmusiła go do szukania lepszych rozwiązań. Można obejrzeć jego historię na ted.com. Polecam. 

Wokół nas jest głodny, agresywny, uzależniony, wyuzdany świat, szarpany przez bestie. Problem polega na tym, że naśladowcy Jezusa są często za mało zdesperowani. Nie utożsamiają się z ginącym światem. Mówią, to nie moje "stado". Nie mój problem. A jednak to jest nasz problem, gdyż Chrystus przyszedł, by uratować świat, a nie tylko twoją i moją skórę. 

Jezus stwierdza fakt - jesteśmy solą ziemi i światłością. Jesteśmy bardzo cenni - sól była środkiem płatniczym, stąd powiedzenie, że się słono płaci. Jesteśmy lekarstwem - sól niszczy bakterie, odkaża. Jesteśmy smakiem - wyobrażasz sobie zupę bez soli? Reprezentujemy samego Jezusa - On jest światłością, a jednak udostępnia nam swój tytuł. 

Stwierdzenie Jezusa brzmiało na wyrost, zbyt górnolotnie, a jednak było prawdą. Izrael jest solą i światłością świata, a wraz z Izraelem również ty i ja, cały kościół. 
Jezus uczy nas odpowiedzialności za świat.  

Możliwa jest utrata wartości soli. Możliwe jest schowanie światła. Zaniechanie wpływu na świat jest wbrew naszej naturze. Ty i ja decydujemy na ile przenikamy wgłąb świata.   

Wiktor Frankl, który stracił w Auschwiz najbliższych,  zrozumiał, że każdy jest odpowiedzialny za własne życie. I każdy może je dobrze przeżyć nie zależnie od tego, co się wcześniej wydarzyło. Nasza chrześcijańska odpowiedzialność nie polega na byciu zabieganymi, ale celowymi. Trzeba mieć plan i potem starać się go realizować. Tak w skrócie mówiąc. 

Nie przejmuj się tym, kim nie jesteś, a doceń to kim jesteś i co masz. Zacznij z tym co masz - twoja bryłka soli, twoje światełko. To wystarczy. 

Nie trzeba sie modlić, by Bóg sprawił, że zupa bedzie smaczna, wystarczy ją posolić! Nie trzeba się modlić, by Bóg oświetlił ulicę. Wystarczy włączyć światła! Nie dopuśćmy, by modlitwa stała się przykrywką dla społecznej obojętności. 

I znów odwołuję się do listu Jakuba, nie wystarczy się o głodnego pomodlić, trzeba go nakarmić. 
To przenikanie może być bardzo osobiste, po cichu (ty i ja z kimś w kawiarni, w biurze, w hospicjum, w domu dziecka). Może też być masowe, jak to robi Nick Vuijcić, do tysięcy ludzi na raz. Fajnie, że są takie możliwości. Każdy ma swoją drogę mniej lub bardziej widowiskową, ale równie ważną.

Czy chcemy, by Bóg zrobił pracę, którą my powinniśmy wykonać? Umówmy się co do podstaw: Bóg zbawił świat od grzechu i my nie musimy tego robić. Ale świat jest chory i nieświadomy zbawienia. Dlatego mamy przenikać, nieść uzdrowienie i informację zbawienia. To nasza działka. 

Wystarczy latareczka.
Szczypta soli. 
Pan Bóg już zrobił resztę. 

Największy fenomen dokonał się na krzyżu Golgoty. A następny, na który warto czekać to wieczność. W między czasie kochani, do roboty!  

Aby ludzie widzieli
Dobre uczynki
I chwalili Ojca... 

1 komentarz: