Gdzie się podziali naśladowcy?

Nie pozwalajcie nikomu mówić do siebie Mistrzu, (przewodniku), bo jednego macie Mistrza, (przewodnika), Chrystusa.
                                                                                                                                                    Jezus.


Żyjemy w czasach ubóstwiania przywództwa. Mówi się nam, że każdy ma być liderem. Nie być liderem czegokolwiek to najgorsza rzecz, jaka może się nam przytrafić. Regały w księgarniach uginają się pod ciężarem książek na temat przywództwa. Choć mają różne tytuły i autorów, wszystkie sprowadzają się do starej kwestii: jak sprawić, że inni zrobią to, co chcę by zrobili. Można wejść nieco głębiej i dowiedzieć się np, jak pozyskać i utrzymać wokół siebie naśladowców, jak mieć na innych pozytywny wpływ i wiele podobnych tematów. Jest w tym wszystkim trochę prawdy i trochę cennych informacji, ale jest też dużo zwykłej manipulacji i karmienia ludzkich ambicji. Jest w tym również zawarte trujące przesłanie.



Teoretycznie, lansowanie powszechnego przywództwa mogłoby doprowadzić do społecznej degradacji.
Według Leonarda Sweet'a współczesne przywództwo dochodzi do momentu, w którym wszyscy chcą zaangażować wszystkich do zrobienia czegoś, a w rezultacie nikt niczego nie robi.
Kto ma to “coś” zrobić, skoro wszyscy są liderami? Ostatecznie może stworzyć się zamknięty krąg delegowania. Nikt już nie chce być tym ostatnim. Być może jeszcze pies przyniesie nam gazetę, pod warunkiem, że nie wyręczy się kotem!
Jak widać ten trend nie oddaje nauki Jezusa. Biblia naucza, że nie chodzi o bycie dobrym liderem, ale dobrym naśladowcą.
Pierwsze słowa Jezusa do uczniów: pójdź za mną. Ostatnie słowa Jezusa do Piotra: pójdź za mną. Jezus tworzył naśladowców. Dopiero z naśladowania rodzi się przewodzenie. Wierzę w chrześcijańskie, Biblijne przywództwo przez służenie, które fundamentalnie polega na stawaniu się naśladowcą. Mamy jednego Przywódcę, Arcypasterza, Mistrza. Reszta to lepsi lub gorsi naśladowcy. Chrześcijańskie przewodzenie jest zależne od naśladowania. Im lepiej naśladujemy, tym lepiej przewodzimy. Ta duma z naszego jedynego Przywódcy — Chrystusa stała się jednak naszym kompleksem. Zaczęliśmy patrzeć na to, co świat oferuje w tej dziedzinie i poczuliśmy kompleks ludzi jednej księgi, jednej metody, jednego Przywódcy. Dlatego zamiast uczyć świat jak przewodzić przez NAŚLADOWANIE, zaczęliśmy przez płot zaglądać do nich i uczyć się od świata jak przewodzić przez ZARZĄDZANIE. Czy zarządzanie jest czymś złym? Jeśli jest podporządkowane naśladowaniu, to spełnia swoją rolę. Jeśli jesteśmy dobrymi naśladowcami, nasze zarządzanie zachowuje służebny charakter, dając właściwe rezultaty.
Problemem jest odwrócenie tego porządku. Świat nie uczy nas jak przewodzić będąc uczniem Chrystusa, ale jak samemu stawać się doskonałym menedżerem, szefem.
Niektóre chrześcijańskie konferencje przywództwa to bardziej fitness dla liderów niż inspiracja do naśladowania Mistrza.
Nie trudno zauważyć, że promowane techniki przywództwa sprowadzają się do starej militarnej definicji Eisenhowera: niech inni zrobią to czego oczekujesz, myśląc, że sami tego chcieli!
Nie dawno po raz kolejny przeczytałem listę kwalifikacji, którą podał Paweł Tytusowi, według której miał na Krecie obsadzić kościelne stanowiska. Przy każdej wymienionej charakterystyce można śmiało wstawić imię Jezus. Nienaganny jak Jezus…wierny jak Jezus…Nieskory do gniewu jak Jezus…
Cały nasz przywódczy potencjał mieści się w naśladowaniu, nie imitacji, Jezusa.
Zamiast kompleksu niech wypełna nas duma, ponieważ możemy uczyć się (nie imitować) bezpośrednio i osobiście od najlepszego z najlepszych! Nie jesteśmy zobligowani to imitacji Jezusa, gdyż jest to nie osiągalne. Wystarczy, że będziemy po troszkę stawać się do Niego podobni. 
Biblia mówi, nie można przewodzić nie będąc naśladowcą.
Świat mówi, nie można przewodzić nie zyskując naśladowców.
Kogo bardziej potrzebujemy: eleganckich menedżerów czy rzetelnych naśladowców? Odpowiedź jest oczywista.
Jeśli w twoim życiu to jeszcze nie nastąpiło, stań się naśladowcą Chrystusa.